niedziela, 23 października 2011

woda spada, zdjęcia lecą

Obiecane kilka zdjęć. Najpierw Niagara, gdzie, jak widać, bawiliśmy się świetnie. Po klyknięciu w zdjęcie powinny otworzyć się większe wersje.





















A na koniec, w ramach bonusu: hajlujący Indianin (?)


Ł&A&A&Z

czwartek, 20 października 2011

Nuda i puchy

Cóż. Wiele się nie dzieje. Lato w końcu się poddało, po heroicznej walce, i w końcu po przepięknym wrześniu mamy siąpiący październik. Ale podobno słoneczne dni nie powiedziały ostatniego słowa. To trochę dziwne, doświadczyć złotej polskiej jesieni (pierwszy raz od wielu lat!) na obcej ziemi. Następna faza to podobno nagły atak zimy. Ciekawe, czy tu też ona zaskakuje drogowców. Z tego, co się zorientowaliśmy to zima wygląda mniej więcej tak, jak w Fargo. Hm.

Jeszcze za rządów lata wybraliśmy się nad Najagrę. No pięknie, panie, tyle, że bez sensu ;-). Tyle wody leci w dół i po co? A ja kran zakręcam przy myciu zębów, ech. Natura rozrzutną jest. Ale za to Kanadyjczycy nieźle podświetlają wodospady w nocy. W następnym poście wrzucę trochę zdjęć. Asia wzięła też wodę z wodospadu (i kamyki), na które obecnie natykam się otwierając lodówkę. Obawiam się, że w końcu łyknę nieświadomie w nocy niagarowej wody (z kamykami).

Byliśmy (bez dzieciąt) na koncercie Primusa w Michigan Theater. To smutne, ale pierwsze co się rzuciło w uszy to dźwięk. Słychać było wokalistę! Czemu prowincjonalne miasto koło Detroit może mieć porządną salę koncertową, w której wszystko słychać, a stolica europejskiego kraju nie? Przy okazji dostaliśmy winylową wersję Green Naugahyde za darmo - trzeba było tylko łaskawie zgodzić się, by prąd dostarczany do naszego apartamentu pochodził z energii odnawialnej. Czemuż mieliśmy się nie zgodzić? 100% dobra wszak :-). Przy okazji okazało się, że miejsce owo znalazło świetny sposób na podwyższenie swoich funduszy. Otóż alkohol (piwo konkretnie) można było kupić tylko, jeśli jest się członkiem klubu przyjaciół Michigan Theater. Członkostwo można zaś kupić za 5$. Sprytne.

Co się tyczy piwa, to powoli staję się ekspertem. W Michigan działa mnóstwo lokalnych browarów, z czego najbliższy w Ypslanti (choć nazywa się Arbor Brewing). Każdy z tych browarów produkuje kilka-kilkanaście rodzajów piwa, można więc przebierać i wybierać. Z żalem przyznaję, że lokalne piwo zazwyczaj trzyma wyższy poziom niż to, co można dostać w Polsce (acz, oczywiście, jeszcze trochę brakuje tutejszemu rynkowi do takiej Belgii) Do tej pory zawiodłem się tylko na jednym piwie, które nazywało się pięknie (Cereal killer), lecz w smaku nie było już tak uroczo. Za to urzekło mnie piwo Diabolical zawierające 6,66% alkoholu (yeah!).

Poza tym zagłosowaliśmy w wyborach powszechnych. Jak przystało na rasową emigrację zagłosowaliśmy oczywiście tak, by w kraju działo się jak najgorzej, by móc potem narzekać, że źle się dzieje. A co. Zagłosowaliśmy korespondencyjnie, zamawiając karty do głosowania z samego Szikago. Ponoć to pierwsze wybory, kiedy można było w ten sposób zagłosować. Jednak coś tam robią w tym Em-es-zecie, a nie tylko siedzą na fejsie, jak sądziłem do tej pory ;-).

Przegląd rodzinny:
- Dziubek ma pięć zębów (chyba)
- Asia odnalazła się w szkole (nawet stwierdziła raz, że tu jest fajniej, bo tutejsi chłopcy mają "jakąś kulturę osobistą")
- Ania była dwa razy w Detroit (i jej nie zastrzelili. Nie poznała też osobiście Eminema.)
- A ja wciąż jestem kogutem domowym

Zdjęcia jakie jeszcze wrzucę, hej.

Ł&A&A&Z