niedziela, 25 września 2011

No country for old (wo)men

Z patriotycznego obowiązku i nadmiaru czasu pracowicie wynotowałam, co mnie tu dręczy:

1) Paskudny zwyczaj pytania „How are you” i „How’s your day” przez wszystkie obsługujące Cię osoby w sklepie, administracji, restauracji, etc. Czuję się jak kretyn na okrągło klepiąc pierwszą wyuczoną po angielsku formułkę „Fine, and you?”. Której oczywiście pytający nie słucha, bo hałarju to odruch bezwarunkowy, a nie pytanie. No i oczywiście nie ma w ogóle opcji „Not too good”, „Awful”, „F***off”, bo świat mógłby się nam zwalić na głowy.

2) Sprawdzanie prawa jazdy przy kupowaniu najsłabszego nawet alkoholu. Wszystkim. A ja nie mam amerykańskiego prawa jazdy. A noszenie paszportu do spożywczego nie weszło mi jeszcze w nawyk. Brr.

3) Konieczność podawania kodu pocztowego (amerykańskiego oczywiście) przy niektórych transakcjach kartą. Dla bezpieczeństwa „nieautoryzowanego użycia karty”. A co ma zrobić człowiek z europejską kartą i europejskim zip codem? Oczywiście zgłosić się z tym problemem do obsługi, której musisz się dokładnie wytłumaczyć jakim prawem nie masz jedynego słusznego zip codu.

4) Tłumaczenie jak idiocie. Na każdym kroku stykasz się z instrukcją. Jak użyć drogi, drzwi, kubka, łazienki, samochodu, torebki, butów. Nie ma tylko instrukcji korzystania z instrukcji, a przydałaby się niewątpliwie.

5) Brak instrukcji, gdy jest potrzebna. Na przykład co wpisać na czeku, żeby było ok. W którą stronę zakręcać cholerne kurki (wszystko odwrotnie niż u nas, a do tego w łazience i kuchni działają inaczej).

6) Inna numeracja i system metryczny. Ok, może jestem lamerem, ale przeliczniki są tak pomyślane, żeby nie dało się w głowie obliczyć ile to kg czy litrów te funty i galony.. Najśmieszniej jest z butami, bo system nie dość, że inny, to nieciągły. Małe dzieci mają numer butów np. 11, a takie dziesięciolatki już np. 3,5. A potem numeracja dorosła, z którą chyba sami sobie nie radzą, bo powszechnie używają europejskiej (dziwnym nie jest). Do tego nawet zwykły papier ma inne wymiary niż nasze A4, w związku z czym nie mieści się w normalne skoroszyty czy koszulki. I po co ja się pytam? Po co?

7) Opakowania. Zwłaszcza leki i kosmetyki mają zupełnie inne opakowania niż w Europie. Maksymalnie krzykliwe i agresywne, a do tego nie kojarzące się z niczym niestety. A jak się coś kojarzy lub nazywa znajomo, nie oznacza bynajmniej, że ma taki sam skład. Co oznacza, że chcąc kupić taką na przykład aspirynę musisz przeczytać połowę zawartości aptecznych półek. Nie udało nam się również dostać żadnych rozpuszczalnych witamin, choć drażetek, kapsułek i tabletek z każdą wyobrażalną witaminą jest multum. Jeżeli chodzi o leki dla małych dzieci, to nawet homeopatia jest dozwolona od 4 roku życia. Tak na wszelki wypadek lepiej bowiem zabronić, niż żeby potem rodzice pozywali Cię do sądu, gdy roztwór z kaczki dziecięciu zaszkodzi. Więc nawet witaminy C dla Dziubka kupić nie da rady.

8) Zasadniczo nie działają zwykłe karty bankomatowe. Zostają kredytówki i inne wypukłe.

9) Nie podają informacji o GMO na opakowaniach. Podają natomiast o braku GMO, tak dla ułatwienia.

10) Podawane ceny nie zawierają podatku stanowego. Co oznacza, że zawsze płacisz 6% więcej niż się spodziewasz.

11) No i te paskudne wynalazki jedzeniowe. Słodki chleb (pewnie słodzony pysznym syropem z modyfikowanej genetycznie kukurydzy mniam). Jajka w kartonie (WTF?). Modyfikacja dowolnego produktu na wersję low fat & no carb & no taste.

To by było na tyle. W następnym odcinku będą same superlatywy, przecież w końcu wszyscy mamy się fine, thanx.

6 komentarzy:

  1. Jajka w kartonie as in rozbełtana masa jajeczna? Brrrr...

    OdpowiedzUsuń
  2. nie sprawdzalam, bo sie lekam ;-) pewnie identyczny z naturalnym proszek jajeczny z woda.

    OdpowiedzUsuń
  3. ■ tam wszystko z kukurydzy jest, GMO rzecz jasna...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. to tam naprawdę jest inaczej, a ja myślałam, że Ci wszyscy co wracają to ściemniają... [i jeszcze google nie pozwala mi się podpisać że to ja tylko nachalnie podłącza mojego bloga, to nie fair.... olasota]

    OdpowiedzUsuń
  6. A propos instrukcji na każdy temat:
    http://www.happyplace.com/4042/most-absurd-warnings-and-product-disclaimers
    (przepraszam, mnie się wszystko ze wszystkim kojarzy i nie mogę wyłączyć linkowania)

    OdpowiedzUsuń