Prawie ruszamy.
To, co wydawało się tak odległe w czasie w końcu nadeszło: jutro lot do Detroit via Amsterdam. A potem prawie rok wrażeń z kontynentu amerykańskiego i tego, co to właściwie oznacza wyjechać na stypendium Fulbrighta. I co oznacza bycie gospodyniem domowym doglądającym dwójki dzieci :-)
Spakowani na 4/5, rozgrzebując wszystko od nowa, staramy się nie wpadać w panikę.
Wszystkie rzeczy, które mogliśmy załatwić stąd, załatwiliśmy. Teraz pozostały te, na które nie mamy wpływu: na ile czasu podbiją Asi wizę, co ze szkołą, jak zniesiemy podróż ect.
Damy znać co i jak, gdy tylko dopadniemy dostęp do Internetu. Tymczasem trzymajcie kciuki.
Ł&A&A&Z
Blosko. Mam nadzięję, że dolecicie cało, zdrowo i nie ogłuszeni przez ryczącą Zo. I szybko dacie znać, jak tam w strasznym Detroit.
OdpowiedzUsuńDolecieliście już? Myślę o waszej podróży.
OdpowiedzUsuńDolecieli, i to o czasie :-)
OdpowiedzUsuń